Czym dla ciebie jest ten tytuł wywalczony z KTS Enea Siarka Tarnobrzeg?
Ten tytuł znaczy dla mnie bardzo wiele, ponieważ jako drużyna walczyliśmy o niego przez wiele lat. Byłam niezwykle podekscytowana, towarzyszyło mi to samo uczucie, gdy po raz pierwszy w życiu zdobywałam mistrzostwo Europy z reprezentacją Niemiec. W Lidze Mistrzyń to była praca zespołowa. Zapracowaliśmy na sukces razem, trzymaliśmy się razem, dlatego to takie ważne.
W trakcie sezonu wierzyłaś, że wygracie Ligę Mistrzyń? Od ćwierćfinału losowanie wam nie sprzyjało, potem – teoretycznie – łatwiejszy rywal z Berlina odpadł w niewiarygodnych okolicznościach w półfinale właśnie z chorwackim klubem.
Oczywiście, że wierzyłam w ciągu rozgrywek. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale możliwe. Realizowaliśmy cel krok po kroku, ale w ostatnim momencie nie chciałam myśleć za dużo o wyniku, o tym czy wygramy czy przegramy. Po prostu chciałam grać najlepiej jak potrafię, dać z siebie w meczu wszystko co mogę dać. I marzenie po prostu się spełniło.
Osiągnęłaś kolejny cel w karierze. Nie boisz się, że znowu pojawi się to samo uczucie, co po igrzyskach olimpijskich, gdy brakowało motywacji? Jakie wyzwania przed tobą?
Nie boję się, bo mam nowy cel! Oczywiście, że wygrać z moją drużyną Ligę Mistrzyń po raz drugi! Poza tym mam jeszcze inne szczyty do zdobycia, jak na przykład indywidualne mistrzostwo Europy czy najbliższy – wygrać w Mińsku. Chcę po prostu wywalczyć jakiś tytuł, którego do tej pory nie miałam.
Na koniec sezonu, w czerwcu, czekają was pierwsze kwalifikacje do Tokio, igrzyska europejskie w Mińsku. Jak to jest rywalizować z koleżankami klubowymi?
Wszystkie jesteśmy profesjonalnymi zawodniczkami. Jesteśmy dobrymi koleżankami, ale… poza stołem. Zawsze kiedy muszę grać przeciwko komuś z drużyny, to w pierwszej kolejności myślę, że to mój rywal, a dopiero po meczu, że to dobra koleżanka z klubu. Przyjaźń i sport to są dwie róże rzeczy i trzeba umieć je rozdzielić. Myślę, że wszyscy tak mają i rozumieją sytuację. To jest normalne.