Niesamowite spotkanie rozegrał KTS Enea Siarkopol w rewanżu półfinału Ligi Mistrzyń. Podopieczne Zbigniewa Nęcka pokonały w Austrii Linz AG Froschberg 3:1 i awansowały do finału, w którym czeka już klub z Berlina, wielokrotny zdobywca trofeum.
Do Linzu przyleciała Han Ying, która dwa dni wcześniej zakończyła swoje występy w prestiżowej japońskiej lidze, ale pomimo wielkiego zmęczenia stawiła się w Austrii bardzo zmotywowana. – Możemy wygrać tak, aby nie doszło do „złotego meczu” – przekonywała. Jej obecność ewidentnie pozytywnie wpłynęła na pozostałe koleżanki, które delikatnie zaskoczone jej przyjazdem bardzo skrupulatnie przepracowały porażkę w Tarnobrzegu.
Koncert KTS-u rozpoczęła Fu Yu, która w meczu otwarcia od początku punktowała Sofię Polcanovą. Nie wdawała się w zbyt długie wymiany, wyśmienicie operowała serwisem i doskonale odbierała. Bezradna rywalka wymownie patrzyła tylko w stronę swojej ławki. Jedynie w trzecim secie Polcanova przejęła stery, ale decydujące słowo i tak należało do tarnobrzeżanki.
1:0 dla Tarnobrzega!
Kiedy do stołu podeszła Han Ying i Suthasini Sawettabut na twarzy trenera pojawił się wyraz ulgi. – To nie będzie łatwy mecz, ale Hania powinna dać sobie radę – zapowiedział. Przez dwa sety Ying radziła sobie doskonale, ale na początku trzeciej odsłony zaczęło dziać się coś dziwnego. Piłki coraz częściej leciały w bekhendową stronę, skąd niebezpiecznie atakowała zawodniczka gospodarzy. – Nagle straciłam czucie w obronie forhendem i dlatego przesunęłam grę, ale chyba za bardzo od środka. Potem straciłam pewność siebie, dopadło mnie zmęczenie i jet lag – wyjaśniała Han Ying, która rzeczywiście przypominała cień siebie samej w pozostałych dwóch setach.
1:1
Wielka szkoda – odwzierciedlenie tych myśli chyba najbardziej było widać na twarzach tarnobrzeskiego obozu. Zwłaszcza, że miały spotkać się przy stole Yang Xiaoxin, która w Tarnobrzegu przegrała dwa mecze z Liu Jia, zdobywczynią kompletu punktów w pierwszym starciu. Ying zaprzepaściła szansę na wysokie zwycięstwo KTS-u i nieoczekiwanie dała nadzieję gospodarzom na pozytywne rozstrzygnięcie. Wszystko zaczęło się od nowa a sprawa awansu pozostała otwarta. Malutka tarnobrzeżanka przepracowała jednak porażkę na piątkę. Poprawiła głównie serwis i atak po nim oraz odbiór, który w Tarnobrzegu sprawiał jej mnóstwo kłopotów. Teraz, z wyjątkiem trzeciego seta, gdy znów zaczęła się spieszyć, zmiotła rywalkę. KTS Enea Siarkopol ponownie na prowadzeniu i w najgorszym wypadku będzie decydował „złoty mecz”.
2:1
Starcie liderek obu drużyn powinno być z minimalnym wskazaniem na Han Ying, ale tuż przed godziną 22., gdy zaczynał się czwarty pojedynek, organizm Han Ying odczuwał własnie środek nocy. – Gdybym na chwilę położyła się w szatni, bądź gdziekolwiek indziej, zasnęłabym w ciągu dwóch sekund – opowiadała później. Pierwszy set był dokładnym odwzorowaniem jej stanu, dobry początek i nagle szybka strata wielu punktów. – Bardzo pomogła mi reakcja ławki. Dziewczyny szybko zorganizowały colę, która zadziałała cudownie. Myślałam, że czekolada, którą zjadłam przed spotkaniem, da mi potrzebną energię, ale tak się nie stało. Dobrze, że były czujne – analizowała Han Ying, która w trzech kolejnych odsłonach nie dała żadnych szans Sofii Polcanovej i po pięknej, drużynowej pracy, KTS Enea Siarkopol dostał przepustkę do swojego czwartego finału Ligi Mistrzyń.
– Jestem wdzięczna drużynie, że po pierwszym przegranym meczu nikt nie dał mi odczuć, że zawiodłam. Wręcz odwrotnie – czułam wsparcie wszystkich. Kiedy grałam ostatni pojedynek i widziałam ich reakcje na zdobyte przeze mnie punkty dodawało mi to siły. Zupełnie inaczej zachowywała się ławka naszych rywali, gdzie widać było, że niepomyślny rozwój meczu ich podzielił. My byliśmy jedną drużyną od początku do końca – podsumowała Han Ying.
Finałowe spotkania odbędą się w terminie 1-3 kwietnia – w Tarnobrzegu oraz tydzień później w Berlinie.