W KTS Enea Siarkopol Tarnobrzeg każda zawodniczka jest inna, każda ma swoje przyzwyczajenia i przesądy. Każda ma w kolekcji worek indywidualnych sukcesów, ale razem tworzą wybuchową mieszankę, taką najlepszą w Europie.
Drużyna, drużyna, drużyna. Po raz kolejny potwierdziła się reguła, że wygrywa drużyna a nie indywidualności. Nasza radość była ogromna, pomimo tego że po raz drugi sięgnęliśmy po triumf w Lidze Mistrzyń. Osobiście cieszyłem się, że w ogóle jesteśmy w finale, że dostaniemy medale. Nie musiałem nic sobie, ani innym udowadniać; przecież już kiedyś wygraliśmy. Podchodziłem do tej konfrontacji z pokorą, zaakceptowałbym każde rozstrzygnięcie, ale oczywiście nie przystępowałem do meczu z myślą o porażce – mówi Zbigniew Nęcek.
Trener i menedżer KTS Enea Siarkopol dodaje, że to sukces wielu ludzi i czynników. – Byliśmy przed meczem w Berlinie trzy dni w Drzonkowie. Na dziewczyny bardzo pozytywnie wpłynęła postać Lucjana Błaszczyka, dostały od niego zastrzyk pozytywnej energii i wiarę, że będzie dobrze. „Szeryf”, Józef Jagiełowicz z własnej inicjatywy wygrzebał nam gdzieś z zakamarków magazynu stół Jooli, żebyśmy mieli warunki jak najbardziej zbliżone do tych w Berlinie. Teresa Klingier w trybie pilnym dostarczyła piłeczki meczowe. Fizjoterapeuta Sebastian Eisler nie tylko troszczył się o zdrowie pań, ale też dbał o dobrą atmosferę. Jestem im za to bardzo wdzięczny, stąd podziękowania w tym miejscu, a osobiście jeszcze raz będę dziękował – wylicza trener KTS Enea Siarkopol. – Kibice, którzy przyjechali do Niemiec, byli ogromnym wsparciem. Nasza grupa tarnobrzeska jeżdżąca od lat na najważniejsze spotkania to w kobiecym tenisie stołowym ewenement. Przyjechali także Polacy mieszkający albo w Berlinie, albo nieopodal. Wszyscy pięknie kibicowali, dodawali sił a przed meczem odśpiewali nasz hymn. Każdy dołożył cegiełkę – dodaje Zbigniew Nęcek.
Na liderkę w finale wyrosła filigranowa reprezentantka Monako Yang Xiaoxin. W niespełna 160 centymetrach wzrostu pomieściło się tyle energii, że zarażała nią swoje koleżanki z zespołu, rozśmieszała, pomagała taktycznie. Xiaoxin miała niedobry pierwszy półfinałowy mecz z Linzem, przegrała dwie gry, była trochę podłamana, ale doskonale przepracowała porażki i wyszła z nich dużo silniejsza. W finale wygrała trzy z czterech spotkań. Dała drużynie bezcenne punkty.
Nie zawiodła, jak zawsze, Han Ying, która po wyczerpującej podróży z Doha pokonała koleżankę z reprezentacji Niemiec Shan Xiaona, ekstremalnie dla niej niewygodną rywalkę, z którą przegrała dotąd 90 procent pojedynków. W rewanżu zrobiła swoje i nie dała szans Britt Eerland. Elizabeta Samara doznała kontuzji w pierwszym meczu finału i gdyby nie to, Tarnobrzeg mógłby się cieszyć ze zwycięstwa 3:0 u siebie. Po tak pechowej porażce zrobiło się nerwowo i kwestia tytułu pozostała otwarta do samego końca. Jednak to dzięki Elizie otworzyły się drzwi do finału z Berlinem. To ona uratowała mecz półfinałowy i pomimo kontuzji pleców wyrwała Suthasini Sawetabutt zwycięstwo a KTS przegrał z Linzem 2:3 a nie 0:3. W rewanżu oznaczało to ogromną szansę dla podopiecznych Zbigniewa Nęcka, wykorzystaną zresztą bezbłędnie.
Oddzielny akapit należy się Fu Yu. Najstarsza zawodniczka w składzie KTS Enea Siarkopol Tarnobrzeg gra bardzo równo od początku sezonu zarówno w ekstraklasie, jak i w Lidze Mistrzyń. Przed decydującym starciem nie czuła się najlepiej. Dyspozycja sportowa i psychiczna nie były optymalne. – Bardzo się stresuję – mówiła w wywiadzie przed meczem w Tarnobrzegu. Nic dziwnego, to przed rokiem reprezentowała barwy Berlina i pobytu tam nie wspomina najlepiej. Tymczasem zrządzenie losu sprawiło, że przyszło jej wystąpić w jaskini lwa. Pojedynek ze świetnie dysponowaną Niną Mittelham pokazał tylko, że nie potrafi uwolnić się od nadmiernego stresu. Podobnie rozpoczęła starcie z Shan Xiaona przy stanie 2:2 w meczu – być albo nie być dla obu zespołów. Fu wygrała jednak z sobą, złamała barierę niemocy, a kiedy już rozwinęła skrzydła, to była nie do zatrzymania. Szybka, precyzyjna, opanowana, bezwzględna. Tarnobrzeg po raz drugi wygrał z TTC Berlin. Po raz drugi został najlepszym klubem w Europie. A Fu Yu „kamienna twarz” nie mogła powstrzymać łez.
– Mamy piękną drużynę, kocham Was – mówiła Yang Xiaoxin; jesteśmy silni razem – dodawała Han Ying, praca zespołowa – wtórowała Elizabeta Samara. Można to spuentować jednym zdaniem: jeden za wszystkich, i tak dalej, i tak dalej…