Żył cicho i odszedł bez rozgłosu. 1 grudnia zmarł Jacek Własnowolski, człowiek, który przez wiele, wiele lat był przyjacielem, sympatykiem, fizjoterapeutą, dobrą duszą spieszącą z pomocą w każdych okolicznościach. Wielokrotnie stawiał na nogi zawodniczki, ale również trenera i osoby związane z KTS Enea Siarkopol Tarnobrzeg. Zawsze bezinteresownie. Nie bywał na każdym meczu, ale zawsze intensywnie śledził poczynania klubu, trenera i jego podopiecznych. Stronił od świateł jupiterów, fleszy i świecznika, ale nigdy nie od potrzebujących ludzi.
Bez jego pomocy obecny kapitan tarnobrzeżanek dawno byłaby skazana na życie bez sportu; wyciągał z tarapatów szkoleniowca KTS-u czy Czeszkę Renatę Strbikovą. Osób, które wspierał nie sposób tu wymienić.
Pan Jacek Własnowolski przez wiele lat był czynnie związany ze sportem, trenerem klasy mistrzowskiej. Jego miłością były kajaki. Był koordynatorem sekcji kajakowej Siarka Tarnobrzeg, współpracownikiem trenera Kadry Narodowej Andrzeja Niedzielskiego. Później zupełnie wycofał się ze sportu. Zajął się fizjoterapią i zakochał w tradycyjnej medycynie chińskiej, w której się kształcił. To była fascynacja, hobby i sposób życia. Zaraził nią zresztą wiele innych osób, zmienił ich sposób myślenia. Tarnobrzeg poniósł niepowetowaną stratę. Teraz już nie będzie taki sam. Niewiele miast ma taką osobowość – wspomina Pana Jacka jedna z jego wieloletnich pacjentek.
– Trudno się pogodzić ze stratą, trudno pożegnać przyjaciela i tak dobrego człowieka. Brakuje słów – mówi Zbigniew Nęcek.